Technika rolnicza to jedna z dziedzin rolnictwa, która rozwija się w bardzo szybkim tempie. Dzięki temu co jakiś czas mamy możliwość zapoznać się z projektami, które nie dość, że mają szansę zrewolucjonizować branżę, to robią niesamowite wrażenie. Wspominałem już o kilku ciekawych projektach we wpisie "Jakie będzie rolnictwo w przyszłości?". Jednak tym razem skoncentruję się na rozwiązaniu, które zostało już sprawdzone w warunkach roboczych.
Przełomowa idea New Hollanda
W 2009 roku podczas paryskich targów SIMA zaprezentowano po raz pierwszy ciągnik New Holland NH2. Był to prototyp bardzo nowatorskiej maszyny napędzanej nie olejem napędowym, a wodorem. Już wtedy ów model był w pełni sprawną (choć wciąż bardzo futurystyczną) maszyną.
Ciągnik NH2 z założenia nie miał silnika spalinowego. Jego miejsce zajął zbiornik na wodór, ogniwa paliwowe oraz dwa silniki elektryczne. Właśnie dzięki wykorzystaniu ogniw paliwowych wodór był przekształcany w energię elektryczną zasilającą wspomniane jednostki napędowe. Pierwsza z nich odpowiedzialna za napęd, natomiast druga za dostarczenie mocy na WOM oraz do pomocniczych źródeł energii.

Podczas targów Agritechnica 2011 zaprezentowano kolejną odsłonę tego projektu – NH2.140, czyli ciągnik na wodór drugiej generacji, który zbudowano na kanwie konwencjonalnego modelu T6.140. W porównaniu do pierwszego ciągnika NH2, kolejną wersję wyposażono w ogniwa paliwowe podwajające moc, która wzrosła z 50 do 100 kW oraz podwajające moment obrotowy (ciągły na poziomie 950 Nm i maksymalny na poziomie 1200 Nm).
Krok do przodu
Bez względu na rodzaj pojazdu oraz jego przeznaczenie problem z napędem elektrycznym jest zawsze podobny – czas pracy. W przypadku NH2 drugiej generacji czas, w którym ciągnik był do dyspozycji operatora i nie trzeba było się martwić o tankowanie mógł wynosić aż 3 godziny. Wszystko dzięki zwiększeniu pojemności zbiornika paliwa. W pierwszym prototypie mieściło się 2,4 kg wodoru, w drugim – 8,2 kg.
Ta pozornie skomplikowana konstrukcja miała znacznie prostszą budowę niż teraźniejsze ciągniki rolnicze, a prostota zwykle pozytywnie wpływa na zużycie podzespołów i ryzyko awarii. Nowa wizja NH2 nieco różniła się od pierwowzoru, ale tak jak poprzedni model zaskakiwał swoim wyglądem.

Warto jednak przyjrzeć się bliżej samej wizji zasilania wodorem. NH2 miał bowiem ma kilka niezaprzeczalnych zalet: w ciągniku nie było silnika spalinowego, tradycyjnej rury wydechowej czy zbiornika oleju – w związku z tym, nie ma mowy o emitowaniu szkodliwych spalin do atmosfery (w wyniku zachodzących reakcji do atmosfery uwalniane są niewielkie ilości wody w postaci pary wodnej). Co więcej, ciągnik wyposażony w silnik elektryczny jest znacznie cichszy co przekłada się na lepszy komfort pracy. New Holland NH2 był wyposażony w bezstopniową przekładnię CVT, a zatem nie było strat mocy. Czyżby zatem ciągnik idealny? Niestety nie.
Zbyt droga inwestycja
Koncepcja ciągnika na wodór, mimo że atrakcyjna, okazała się również bardzo droga w realizacji (przez wysokie ceny ogniw paliwowych). Spekuluje się, że koszt modelu, który miał wejść do produkcji w ubiegłym roku (takie były założenia) wyniósłby około 0,5 mln euro. Zdecydowano więc na rozwijanie nieco innej koncepcji prowadzonej początkowo przez Steyra, a mianowicie ciągnika na gaz. Ale o tym napiszę następnym razem.